Jak działa rezonans magnetyczny?
Trochę historii.
Zanim urządzenia do obrazowania metodą rezonansu magnetycznego na stałe
zagościły w zakładach radiologii musiało dojść do kilu ważnych odkryć,
za które przyznano aż pięć nagród Nobla. Na początku zaobserwowano,
że w polu magnetycznym o odpowiednio dużym natężeniu dochodzi do pewnych
zmian w świecie cząstek elementarnych, takich jak protony. Pole narzuca
bowiem pewien porządek, inny od pierwotnego. Najprościej powiedzieć,
że zgodnie z zasadami termodynamiki atomy budujące jakąś strukturę,
na przykład mózg człowieka, znajdują się względem siebie w pewnej
równowadze. Równowagę tę nazywamy termodynamiczną, a wynika ona pokrótce
z wzajemnych oddziaływań między atomami oraz między jądrem atomu i jego
powłoką elektronową a także między pojedynczymi cząstkami tworzącymi
jądra atomowe – protonami i neutronami. Fizyka jądrowa, nazwijmy
ją klasyczną, to pierwszy stopień takiego rozumowania. Kolejne, a nie
kończą się one wcale na poziomie protonów i neutronów, to już raczej
fizyka kwantowa. Ale tego nie musimy rozumieć, Niels Bohr dawno temu nas
usprawiedliwił.
Każdy proton tworzący w pojedynkę jądro wodoru, a tych jest w mózgu
najwięcej, posiada pewną właściwość zwaną spinem. Nieprzypadkowy jest
związek z angielskim słowem spin, czyli „wirować”. Załóżmy w naszych rozważaniach, że proton w jądrze wodoru wiruje z pewną niezerową
wartością pędu. I tu pierwszy ze wspomnianych Nobli. Profesorowie Felix
Bloch i Edwin Purcell w 1952 roku otrzymali nagrodę za opisanie
zjawiska wzbudzenia atomów w silnym polu magnetycznym dodatkowo
traktowanym falami elektromagnetycznymi o kierunku różnym niż linie
pola. Bingo. Atom sobie wiruje połówkowo, bo tak fizycy opisują spin
protonu, a w polu magnetycznym i pod wpływem fali np. o częstotliwości
radiowej zwalnia i obraca się w kierunku przeciwnym do pierwotnego.
Kiedy fala elektromagnetyczna przestanie na niego działać, wraca
do punktu wyjścia. W tym ultrakrótkim momencie, zwanym czasem
relaksacji, emituje on falę, która stanowi informację o jego położeniu
w przestrzeni. I to jest właśnie rezonans magnetyczny.Jak
to zwykle bywa, opisane wyżej zjawisko okazało się niewystarczające.
Tkanki budujące ciało człowieka zachowują się bowiem w opisanych
warunkach bardzo różnie, stąd wyjściowo rezonans był badaniem bardzo,
nazwijmy to, grubym. W latach 70. ubiegłego stulecia zauważono znaczące
różnice w odczytywanych przez pierwsze urządzenia rezonansu czasach
relaksacji. Wynikało to z ich zawartości w poszczególnych tkankach.
Zaobserwował to Raymond Damadian, stąd duży ukłon w jego stronę.
Kolejny Nobel został przyznany w dziedzinie chemii za pokazanie, jak
wykorzystać zmienność czasów relaksacji do uzyskania obrazów
dwuwymiarowych. Otrzymał go Richard Ernst w 1991 r. Kluczem
do prawidłowego obrazowania w dwóch wymiarach okazała się transformata
Fouriera. Pozwala ona na matematyczne modelowanie uzyskanych informacji
i uporządkowanie ich w zależności od zmiennych czasu, natężenia sygnału
i lokalizacji jego źródła w przestrzeni. Wzór skomplikowany, zawiera
rachunek różniczkowy, a jego wynikiem jest funkcja trygonometryczna
zwana właśnie transformatą Fouriera. Dzięki niej otrzymano pierwsze
obrazy z rezonansu magnetycznego takie jak znamy dzisiaj.Kolejny
krok podjęto całkiem niedawno, bo około roku dwutysięcznego. Dwóch
profesorów, panowie Paul Lauterbur i Peter Mansfield zaproponowali
wprowadzenie gradientowego pola magnetycznego o natężeniu nieco słabszym
w stosunku do pola podstawowego, co z grubsza mówiąc pozwoliło
na dokładniejszą lokalizację sygnałów w przestrzeni. Nagrody Nobla
otrzymali za to w 2003 roku. Nie przyjęła się jedynie nazwa, którą
zaproponował prof. Lauterbur, a która pochodziła od greckiego słowa zeugma,
czyli połączenie. Trudno byłoby przecież powiedzieć, że wysyła się
pacjenta na zeugmatografię rezonansu magnetycznego, choć nie byłoby
to błędem sensu stricte. Przyjęły się natomiast nazwy będące skrótowcami, takie jak MRI (magnetic resonance imaging), NMR (nuclear magnetic resonance), czy po prostu RM (rezonans magnetyczny).
Magnes, cewka i metal
Jak wynika z powyższego
opisu, urządzenia do obrazowania metodą rezonansu magnetycznego
są niczym innym jak gigantycznymi antenami ustawionymi w polu bardzo
silnego magnesu. Pacjenta umieszcza się wewnątrz cewki, której zadaniem
jest z jednej strony emisja fali radiowej do wzbudzania jąder wodoru,
a z drugiej odbieranie sygnałów pochodzących z tych samych atomów
w czasie ich relaksacji. Resztę robi komputer, który przelicza
uzyskiwane z cewki informacje i zamienia je w obraz.Magnes, który
warunkuje prawidłową pracę urządzenia jest naprawdę silny. Jego moc
określa się w Teslach, słabsze są 1,5-teslowe, a te nowocześniejsze
pracują w polu 3-teslowym. Można to sobie wyobrazić stosując pewne
porównanie. Otóż nowoczesne magnesy neodymowe, takie jakie są na
przykład w głośnikach od radia, wytwarzają pole rzędu 0,01 Tesli przy
powierzchni. To 300 razy mniej. Z kolei pole magnetyczne tworzone przez
naszą planetę jest jakieś 60 000 razy słabsze. Dodatkowo przestrzeń,
na jakiej oddziałuje magnes w urządzeniu RM jest znacznie większa. Jej
zasięg pokazują żółte linie wokół urządzenia, których nie powinno się
przekraczać mając przy sobie metalowe przedmioty.No właśnie.
A co, jeśli ktoś ma np. protezę stawu biodrowego? Teoretycznie, protezy
wykonywane z tytanu, który jest paramagnetykiem, a więc magnes nie
powinien go przyciągać. Prawda jest jednak taka, że do budowy protez nie
wykorzystuje się czystego tytanu, który sam w sobie jest metalem
twardym, ale bardzo kruchym. Słowem, nie jest odporny na naprężenia,
jakie występują w czasie użytkowania protezy. Dlatego też stosuje się
stopy tytanu z innymi metalami, a niektóre z nich wykazują właściwości
magnetyczne. Taki stop metalu może się po pierwsze przemieścić, a po
drugie rozgrzać do niebezpiecznej temperatury w czasie badania. Fale,
które mają za zadanie wzbudzać atomy wodoru, doprowadzą do wzbudzenia
złożonych jąder atomów metalu, czego efektem będzie wzrost temperatury.
Niestety. Jeżeli ktoś posiada coś metalowego na stałe, nie powinien
zbliżać się do urządzenia RM dalej niż do żółtej linii.
Obrazowanie hybrydowe
Również dość dawno,
bo w latach ’50 ubiegłego stulecia trzech naukowców, David E. Kuhl, Luke
Chapman i Roy Edwards wpadło na pomysł obrazowania za pomocą odczytu
emisji promieniowania gamma. Jest to jeden z trzech zakresów
promieniowania jądrowego, wytwarzanego przez atomy radioaktywnych
substancji, takich jak na przykład 18-fluorodeoksyglukoza, w skrócie
FDG. Podanie FDG we wlewie dożylnym i późniejsze obserwacje emitowanego
promieniowania pozwalają wykryć w organizmie człowieka tkanki o tzw.
zwiększonym wychwycie znacznika, czyli o podwyższonej aktywności
metabolicznej. Kamera gamma umieszczona w urządzeniu do złudzenia
przypominającym tomograf komputerowy pozwala wykrywać to promieniowanie
w przestrzeni, a komputer może uzyskane tą drogą informacje zamienić
w obraz. Sama technika nazywa się pozytronową tomografią emisyjną,
w skrócie PET (od positronic emissions tomography). A teraz wyobraźcie sobie połączenia tej techniki z rezonansem. I to w tzw. czasie rzeczywistym, czyli „na żywo”.Pod
koniec 2014 roku zakończono instalację pierwszego w naszej okolicy
urządzenia do obrazowania hybrydową techniką rezonansu magnetycznego
i pozytronowej tomografii emisyjnej, w skrócie PET-MRI. Urządzenie
mieści się w Laboratorium Obrazowania Molekularnego i Rozwoju
Technologii UMB, będącego częścią Białostockiego Parku
Naukowo-Technicznego. Uzyskiwane techniką połączenia PET z rezonansem
obrazy pozwalają wykonywać złożone badania czynnościowe tkanek organizmu
w nieosiągalnym wcześniej zakresie jakości i rozdzielczości. Nie będzie
błędem stwierdzenie, że dzięki temu urządzeniu widać, która część mózgu
jest aktywna, kiedy człowiek czyta gazetę, pisze notatkę lub układa
kostkę Rubika. Możliwości jego zastosowania ogranicza jedynie wyobraźnia
badaczy.
Co przyniesie przyszłość?
Wydawać by się
mogło, że opracowanie zunifikowanej teorii pola dla kwantów i wszystkich
innych fizyk razem wziętych będzie stanowiło przełom. I pewnie sporo
w tym prawdy, choć nie będzie to przełom z dnia na dzień. Sporo czasu
minie, zanim ludzie nauczą się korzystać z komputerów kwantowych tak jak
ze zwykłych, a jeszcze więcej upłynie zanim wielkie, wymagające ściśle
kontrolowanych warunków pracy urządzenia, takie jak skaner MRI, zostaną
zminiaturyzowane do rozmiarów pudełka po butach. Jednak, jak pokazuje
historia, żadna z tych możliwości nie wydaje się poza zasięgiem.Tak
jak w badaniach czynnościowych serca, które początkowo nie były możliwe
w urządzeniach rezonansu magnetycznego, być może rozwiązaniem problemu
wielkich gabarytów i głośnej pracy urządzenia stanie się pewien mały
szczegół, tak jak wtedy bramkowanie EKG i skrócenie czasu wychwytu.
Trwają prace nad urządzeniami RM o znacznie mniejszym natężeniu pola
magnetycznego, które będą w stanie generować dobrej jakości obrazy
dzięki zastosowaniu wydajniejszych układów wzbudzania. Dotychczas udało
się opracować skaner RM średnicy około metra, mieszczący się
na wysięgniku pozwalającym objąć głowę człowieka. Czas pokaże, czy
urządzenia działające w oparciu o fizykę kwantową będą przypominały
kryształowe kule generujące przestrzenny obraz wnętrza całego ciała
w ułamkach sekund. Być może z rozdzielczością sięgającą pojedynczych
komórek, a może nawet atomów. Wydaje się to całkiem niewykluczone, aczkolwiek na obecną chwilę w zupełności wystarcza nam to, co jest.